Jakby można było cofnąć w inną stronę, ale to tylko tak dla przypomnienia, bo przecież tego zwrotu używamy bardzo często, a na dodatek przybierze on wkrótce na sile.
Jak już większość z nas zdążyła zauważyć, lato odeszło, opanowała nasze europejskie wnętrzności jesień, a i nastał październik, co każe nam pamiętać, że za chwilę zmieniać będziemy czas na zimowy, czyli ten naturalny dla kuli ziemskiej, a nawet jej płaskiego odpowiednika.
Pierwszą europejską zmianę czasu datuje się na 1916 rok, kiedy pojawiła się w Niemczech i w Austro-Węgrzech, gdyż to tam uznano, iż będzie to lepsze wykorzystanie światła słonecznego.
Od tego czasu wiele się zmieniło, czyli mamy dostęp do nieograniczonej ilości energii…
A nie, zaraz, bo się rozpędziłem i zapomniałem, że mamy rewolucję środowiskową, więc prądu może brakować, gdyż wiatraki nie kręcą się odpowiednio szybko lub jest ich za mało, a węglem to już nie wolno prądu wytwarzać, czyli wracamy do 1916 roku, gdy prądu było mało, a na dodatek był drogi. Roku znaczącego – dodam, bo przecież wówczas rozpoczęło się powstanie w Irlandii i zaczęto zmieniać czas.
Pozostawiając na boku te historyczne zaszłości, na tapet weźmiemy sobie Unię Europejską, a to ona stwierdziła, że przecież nie ma już sensu wprowadzać unijnego zamętu i trzeba z tą manipulacją, niestety tylko zegarkami skończyć. Powiedziała, zaczęła tworzyć nowe przepisy, zapytała mieszkańców UE, czy chcą? Chcieli, ale w tzw. międzyczasie Unia uruchomiła pandemię i prace przerwano, bo w maskach to trudno było rozmawiać o spawach czasu, który nieustanie panta rhei.
Jednak ta Unia to machina, która działa jak dobry szwajcarski zegarek, czyli wciąż mówi, że ów zmienny czas zlikwiduje, ale nie do 2022 roku, tylko trochę później.
W 2022 roku pojawił się natomiast w Brukseli dokument, a w tym Komisja Europejska nakazała, by wszystkie kraje członkowskie do 2026 roku opracowały przepisy prawne, by czas był jeden i niezmienny.
Nie oznacza to jednak, że w rzeczonym 2026 roku skończymy z przestawianiem zegarków, a to tylko dlatego, że UE kazała się przygotować, ale nie powiedziała, kiedy z tę uciążliwość zakończy. Nie ma więc ani przypuszczalnego terminu zaprzestania zmian czasu, nie mówiąc już o wyznaczonej dacie, co prowadzi nas do wniosku, że szybko to my jednak się tego nie pozbędziemy.
Tym samym w nocy z 28 na 29 października tego roku, ponownie „cofniemy zegarki do tyłu” o jedną godzinę z 3:00 na 2:00.
Bogdan Feręc
Photo by Moritz Kindler on Unsplash