Powodów jest kilka, a są one ważne i to nie tylko dla mnie, a dla nas wszystkich, bo uderzają bezpośrednio w nasze portfele, prowadząc do drenowania kieszeni, jednocześnie popychając do ubóstwa energetycznego.
Przede wszystkim wygrana Trumpa powstrzyma Unię Europejską przed jej klimatycznym szaleństwem, bo były prezydent USA wcale nie jest zwolennikiem takich zmian, jakie się proponuje, czyli Bruksela pozostanie sama na placu boju, gdyż… Część państw unijnych może iść za propozycjami Donalda Trumpa, co oznacza, że znacznie wyhamują wprowadzanie rozwiązań klimatycznych, a to może prowadzić do podziałów w UE, więc dla zachowania jedności tego tworu, szefowa wszystkich unijnych szefów będzie zmuszona odpuścić.
Może to mieć bardziej niż pozytywne konsekwencje, a dlatego, że większość inicjatyw w zakresie klimatycznych wariactw będzie trzeba wówczas przemyśleć i realizować je, ale spokojnie i bez tego wszechobecnego chaosu oraz niewspółmiernych kosztów.
Dobre będzie też dla Europy i o ile Donald Trump spełni swoje obietnice, skończy się czas utrzymywania za wszelką cenę Ukrainy na powierzchni bagna, w którym tkwi od wielu lat, a i będzie można swobodnie powiedzieć uchodźcom, że czas się żegnać i mogą wracać do swojego kraju.
Prywatnie dodam, pożegnam się bez żalu, więc jak dla mnie, mogą wyjeżdżać już dzisiaj.
Trochę gorzej oceniam przyszłe inicjatywy Trumpa na polu chińskim, bo zaostrzenie wojny handlowej widzę poważne, ale to może być dobrym punktem odbicia dla Europy. Ta też straci, gdyż Donald Trump sugeruje powrót niektórych ceł na styku z Unią Europejską. To jednak może dać rezultaty w postaci pobudzenia do działania i powrotu do UE produkcji przemysłowej, a nie bezsensownego wydalania jej poza granice bloku, by powietrze było czyste.
Tak sobie ostatnio pomyślałem, że może nawet byłoby to dobre dla Republiki Irlandii, która też powinna się wówczas zmienić, bo o ile Donald Trump wprowadzi niższe podatki korporacyjne, da możliwość powrotu na amerykańską ziemię rodzimych firm. Te natomiast rozpanoszyły się na całym świecie, a tylko dlatego, że płacą niższe podatki i mają tańszą siłę roboczą.
Irlandia, jako taka, może mocno stracić, ale i tu widzę pewne możliwości, czego wcale nie można wykluczyć, jeżeli przyjrzymy się ostatnim kilku miesiącom, gdy wyspie w niektórych dziedzinach coraz dalej było do Unii Europejskiej.
Kiedy kilka tygodni temu rozmawialiśmy o tym zagadnieniu w „Studiu Dublin” Radia Wnet, wówczas jeszcze nie ujawniliśmy naszych pełnych przewidywań, a czekaliśmy z red. Tomaszem Wybranowskim na rozwój wypadków. Teraz mamy pewność, a właściwie ja mam pewność, że dla Irlandii pojawiła się alternatywa i spokojnie może wyjść z Unii Europejskiej. Mówię o grupie BRICS, która skupia jedne z najbogatszych państw na świecie, więc Irlandii do nich blisko. Jeżeli dobrze to rozegrać, a scenariusz wydaje się prosty, choć o nim wolę jeszcze nie mówić, Irlandia mogłaby stać się forpocztą, a przynajmniej krajem tranzytowym na styku BRICS – Unia Europejska.
Do tego potrzeba jednak bardziej niż rozsądnych i myślących długofalowo polityków, więc może warto się zastanowić, kogo wybrać, o ile ma się takie prawo na Szmaragdowej Wyspie, by ideę opuszczenia zdezelowanej Unii Europejskiej wprowadził w czyn kolejny Dáil i zawiązał luźny na początku sojusz z BRICS.
Na zakończenie glossa dotycząca współpracy z Amerykanami, gdyż będzie to oczywiście problematyczne, ale i na to można znaleźć sposób, chociaż z potęgi Stanów Zjednoczonych niewiele wkrótce zostanie, a tylko dlatego, że BRICS im nie odpuści i swój plan odejścia od dolara w rozliczeniach międzynarodowych doprowadzi do finału.
Bogdan Feręc
Fot. Public domain The White House