Twardzi gracze o wysokie stawki. Wojna handlowa USA–Chiny to nie tylko kwestia ceł

Wojna handlowa między USA a Chinami znów przybiera na sile. Kolejne cła, kontrcła, konferencje prasowe pełne oskarżeń. Na pierwszy rzut oka – absurdalna gra na krawędzi przepaści. Natomiast za kurtyną tej konfrontacji kryje się coś znacznie głębszego: klasyczny, choć teoretyczny problem nazywany dylematem więźnia, ale w wersji geopolitycznej.

W teorii wszystko wydaje się proste: jeśli oba kraje zdecydują się na współpracę – obniżą cła i otworzą swoje rynki – korzystają wszyscy. Mniej zakłóceń w handlu, niższe koszty, więcej inwestycji. Jednak nie mamy tu do czynienia ze światem książkowym, ponieważ w tej rozgrywce liczy się coś jeszcze – twarz i zaufanie, a tego dziś brakuje.

Chiny nie mogą sobie pozwolić na to, by wyglądać jak kraj uginający się pod presją Zachodu. Taka narracja byłaby zabójcza nie tylko w Pekinie, ale też w oczach całej Azji, choć również Ameryki Południowej. Z kolei Stany Zjednoczone – szczególnie pod rządami Donalda Trumpa – potrzebują wroga, wobec którego mogą być „twarde”…  Chiny nadają się więc do tego idealnie.

Problem w tym, że gra toczy się przy kompletnym braku zaufania. Trump znany jest z nieprzewidywalności – dziś deklaruje współpracę, a kolejnego dnia podnosi cła. W takich warunkach Chińczycy nie mają żadnej gwarancji, że ewentualne ustępstwa nie zostaną natychmiast uznane za słabość. Przekonał się już o tym Wietnam, gdy próbował ułagodzić USA gestem dobrej woli. Zamiast nagrody, dostał nowe zarzuty o „nieuczciwą konkurencję”.

W teorii powtarzalne zagrywki zwiększają szanse na współpracę. Strony tej bitwy uczą się siebie nawzajem i kalkulują oraz przewidują długofalowe korzyści. Jednak pamiętajmy, że wojna handlowa USA–Chiny nie jest grą. Tu nikt nie wie, kto będzie przy władzy za rok, jakie interesy pojawią się na agendzie i czy dzisiejszy kompromis przetrwa polityczne turbulencje. Dla Pekinu to może być tylko gra na przeczekanie, żeby wytrzymać do końca kadencji Trumpa, nie tracąc przy tym twarzy. Dla Waszyngtonu natomiast okazja do zbicia politycznego kapitału na twardej retoryce wobec tzw. chińskiego zagrożenia.

Nie tylko Waszyngton i Pekin odczuwają skutki tej wojny, obecnie wciąż jeszcze handlowej, a co istotne, światowy biznes dostosowuje się do tej rozgrywki dosyć szybko. Firmy przenoszą produkcję z Chin do Wietnamu, Indii czy Meksyku. Azja Południowo-Wschodnia staje się nowym centrum handlu, a Afryka i Ameryka Łacińska przestają być tylko „fabrykami świata” i coraz częściej to także rynki docelowe. Globalna gospodarka przechodzi teraz głębokie przetasowania, ale w tle rośnie ryzyko – załamania zaufania między największymi potęgami gospodarczymi świata, co może na długie lata pozostawić trwały ślad. Już teraz międzynarodowe umowy handlowe stają się ofiarą populizmu, nacjonalizmu i logiki „jeśli oni wygrywają, to my musimy przegrywać”.

Eksperci widzą dwa możliwe wyjścia. Po pierwsze: kiedy koszty dalszego konfliktu staną się zbyt wysokie, zwłaszcza dla zwykłych obywateli. Inflacja, spadek eksportu, naciski ze strony wielu sektorów przemysłowych mogą wymusić zmianę kursu. Po drugie: zmiana narracji. Bo dziś żadna ze stron nie może się wycofać bez ryzyka, że zostanie odebrana jako słaba. Potrzeba nowej opowieści – może tymczasowego rozejmu, wspólnego frontu wobec globalnego kryzysu, a może nawet „strategicznej rekalibracji”, która pozwoli zachować pozory siły przy jednoczesnej deeskalacji. Nie będzie także prostego i łatwego już teraz zakończenia. Wojna handlowa dawno przestała być tylko tą cłami, więc rozpoczęła się gra o wpływy, prestiż i dominację w przyszłym świecie. W tym rozdaniu liczy się obecnie zachowanie twarzy przywódcy, natomiast zdrowy rozsądek często schodzi na drugi plan.

Paradoksalnie ta właśnie świadomość, że nikt tu naprawdę nie wygrywa, stanie się punktem wyjścia do początku zmiany zachowania i pomysłu, że nie potrzeba umowy idealnej. Potrzeba faktu, w którym obie strony mogą odejść od stołu negocjacyjnego z poczuciem, że zrobiły to po swojemu i z podniesioną głową.

Czy to jest do osiągnięcia? W mojej opinii jest na to coraz mniej przestrzeni, ale jak to mówią… Nadzieja umiera ostatnia.

Dla radia Deon w Chicago – Bogdan Feręc

Fot. CC BY-SA 4.0 Territory of American Canada

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Coraz więcej strach
Polska-IE w okresie
"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

"Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Privacy Overview

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.