Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego: Potrzebujemy minimum wspólnotowego
Gdy zapytamy niewierzącego antyklerykała jak rozumie dobro wspólne, to bezwiednie i trochę innymi słowy wymieni przykazania Dekalogu; przynajmniej te społeczne, z II tablicy. Na tym budujmy naszą wspólnotę narodową, zamiast szukać różnic.
Tydzień minął, Krzysztof Stanowski nie zadzwonił, zatem to Wam, zgodnie z obietnicą sprzed tygodnia, przedstawię pomysł na zmianę Polski. Zmianę z obecnej wydmuszki zwanej III RP, na Polskę naszych marzeń – bogatą, silną, wolną i niepodległą. Jeżeli tego nie zrobimy, to na długie lata przestaniemy jako państwo istnieć (nie wiem sam skąd ta niemiecka składnia mi się przyplątała😉).
Kluczem do takiej zmiany jest odnalezienie wspólnoty narodowej na najniższym możliwym poziomie, na poziomie gminy. Będzie to jednoznaczne z odnalezieniem na tym poziomie interesu własnego.
Jak pisałem, obserwując zmagania powodzian, w gminie nie potrzebujemy polityków, ale pieniędzy.
Jeżeli odzyskamy własne, zbierane w najbliższym otoczeniu pieniądze, to odzyskamy władzę decydowania o życiu własnym i wspólnoty. Odzyskamy również zdolność oddolnego tworzenia elity narodowej (naród widzę tu na kształt I Rzeczpospolitej) i państwowej. Tylko w ten sposób możemy pokonać system III RP, ustanowiony przez ludzi generała Kiszczaka, dla centralnego zarzadzania nami jak bydłem.
Immanentną cechą tego systemu jest nadrzędna rola partii politycznych, które uzyskując pełnię władzy nad naszymi pieniędzmi, podporządkowały sobie całość życia społecznego. To zablokowało proces tworzenie się społeczeństwa obywatelskiego po „upadku” komuny. Liczenie zatem na to, że jakakolwiek partia polityczna funkcjonująca w ramach tego systemu zmieni go, jest co najmniej naiwne.
Dotyczy to również partii tak zwanych antysystemowych, jak Konfederacja. Tym bardziej zakotwiczonej w systemie od początku partii Jarosława Kaczyńskiego. Dla partii politycznych pierwszym dobrem jest dobro własnej partii, definiowane jako korzyść dla grupy działaczy partyjnych. Sprowadza się to do obsadzania stanowisk w radach nadzorczych spółek skarbu państwa i różnego rodzaju spółek i spółeczek „samorządowych”.
Jak zatem odsunąć partie od władzy? Oto jest pytanie. Moim aktualnym pomysłem, zmienię go natychmiast jak zmienią się okoliczności, jest wybór na prezydenta człowieka spoza systemu – stąd pomysł ze Stanowskim😊Może to być ktoś inny. Ważne, żeby miał cechy przywódcze, zdolności organizacyjne i ambicję.
Korzystając z nikomu niepotrzebnego bizancjum prezydenckiego, które marnuje tylko nasze pieniądze, mógłby on być głową ruchu społecznego dążącego do wyzwolenia nas z obecnej patologii. Jego indywidualny interes byłby prosty – wywalczenie dla siebie rzeczywistej władzy w państwie, zmiana obecnego systemu partyjnego na system prezydencki.
Z jakim programem miałby dzieło to zrealizować?
Jest jeden dla Polaków wspólny system wartości, zapisany w Dekalogu. Dlatego program odbudowy Polski musi się na nim oprzeć.
Pułapką jest jednak chrześcijański maksymalizm opresyjny. Fanatycy i dewoci obojga płci, jak kiedyś starożytni Żydzi, chcieliby nałożyć na zwykłego człowieka nadmiar obowiązków typowo ludzkich, nazywając je bożymi. Pan Jezus doskonale to wyjaśnił w Ewangelii.
Chrześcijańscy opresjoniści żądają też od niedoskonałego człowieka nagłego nawrócenia i wykluczają możliwość jego wieloletniego błądzenia. A przecież na to pozwolił nam sam Pan Bóg, obdarzając nas wolną wolą. Chrześcijańscy opresjoniści chcieliby państwa wyznaniowego, jakiego w Polsce nigdy nie było i już nie będzie, żądając dla siebie stanowisk.
Na kim zatem powinien oprzeć się nasz ruch odbudowy Polski? Na prawdziwie wierzących chrześcijanach, którzy rezygnując z ambicji władzy nad innymi, będą chcieli im służyć – zgodnie z przesłaniem Pana Jezusa – budując wspólnotę społeczną i przyszłą Polskę.
Ponieważ słońce świeci nad dobrymi i nad złymi, i tak samo jest ze słońcem, i zbożem pełnym chwastu, powstrzymajmy nadmierną skłonność do zbawiania innych, co skutkuje mnożeniem konfliktów społecznych.
Jak to zrobić? Najprościej jak to jest możliwe. Gdy zapytamy kogokolwiek, kto definiuje się nawet jako niewierzący antyklerykał (coraz ich więcej), jak rozumie dobro, to bezwiednie i trochę innymi słowy wymieni przykazania Dekalogu; przynajmniej te społeczne, z II tablicy. I na tym powinniśmy zbudować program społeczny, mogący zmienić Polskę. Zmienić od samego dołu, od gminy po prezydencki rząd.
Czy pytacie kogoś, kto chce Wam pomóc wyciągnąć samochód z rowu, jakie ma przekonania? Nie pytajmy zatem o nadmiar szczegółów tych, którzy chcieliby oddolnie zarządzanej Polski.
Nasi przodkowie z XIII/XIV wieku, myśliciele, którzy zbudowali najpierw intelektualną podstawę przyszłej potęgi państwa polskiego, potęgi I Rzeczpospolitej, odwołali się wprost do Dekalogu. Zgodnie z jego przesłaniem zbudowali najlepsze państwo pod słońcem, ale w żadnej mierze nie było to państwo religijne i opresyjne. Z wolnej woli – daru bożego dla każdego człowieka – uczynili główną zasadę wolnego państwa.
Powtórzmy ich receptę.
Jan Azja Kowalski
PS. Jak powinno być zorganizowane takie państwo opisałem w projekcie konstytucji>>>
Image by StockSnap from Pixabay