Czy to realne zagrożenie?
W świecie internetu coraz częściej słychać wypowiedzi o możliwym konflikcie nuklearnym, a podaje się tę informację w różnych konfiguracjach, choć zawsze występują tam Stany Zjednoczone, ale zmienia się ich adwersarz.
Tym są natomiast jednego razu Chiny, a innego Rosja, bo to też mocarstwo nuklearne, co w ostatnich miesiącach podkreślał mieszkaniec Kremla. Ciekawe jest też, iż w kierunku wojennej narracji wypowiada się również wielu jasnowidzów, w tym ten nasz magik z Człuchowa, a od miesięcy twierdzi, że wojna światowa, a i atomowa, to tylko kwestia czasu.
Może i świat nie jest obecnie najspokojniejszym miejscem w układzie słonecznym, ale nie szedłbym jednak aż tak daleko i nie straszył konfliktem zbrojnym w ujęciu globalnym, chociaż i tego nie da się obecnie wykluczyć.
Zastanówmy się jednak, czy ktokolwiek zyska na wojnie światowej, nawet tej konwencjonalnej, skoro tak prawdę mówiąc, potęgi spierają się wyłącznie o dominację ekonomiczną. Wojna to rujnowanie gospodarek, choć staje się również siłą napędową dla kilku działów przemysłu, ale tylko kilku, czyli reszta popada w stagnację, a dzieje się tak dlatego, że spada konsumpcja na rynkach wewnętrznych. Do tego zwolennicy jednej lub drugiej strony konfliktu, z wrogiem naszego wroga przestają handlować, czyli również ekonomia na polu międzynarodowym zaczyna zamierać.
Owszem, po zakończeniu wojny, gospodarki wyniszczonych działaniami zbrojnymi państw zaczynają się „kręcić”, jak szalone, więc mamy szybkie odbudowanie potencjału i wzrosty gospodarcze. Ale… no, właśnie, czy u przegranych? Tu sprawa może wyglądać inaczej, gdyż pokonany, zostaje ze zrujnowanym krajem, który potrzebuje inwestycji w wiele dziedzin, a lata wojny zniwelowały zapasy finansowe.
Jest jeszcze wojna nuklearna, którą domorośli i nieodpowiedzialni mieszkańcy ziemi wieszczą radośnie w globalnej sieci, a ta zacznie się w ich opiniach na dniach. O ile i tej nie mogę w żaden sposób wykluczyć, a tylko dlatego, że do władzy dopuszczamy idiotów, daliśmy się im zmanipulować, a i jesteśmy wobec nich bezkrytyczni, czyli bezmyślni, taki konflikt również nie jest nieprawdopodobny.
Spójrzmy jednak na taką sytuację z innej perspektywy, czyli trwającego konfliktu atomowego. Jeżeli zaatakowany bronią jądrową zostanie kraj, który takiej nie ma, sprawa jest prosta, ale zmienia się całkowicie, gdy rozpoczną się działania odwetowe.
Zadajmy się sobie pytanie, czy konflikt nuklearny państw posiadających broń jądrową jest do wygrania?
Wtedy żadna ze stron nie przetrwa, nie będzie zwycięzców, nie będzie też innych beneficjentów ewentualnej wygranej, czyli swobodnie można powiedzieć, że obie potęgi nuklearne przestają istnieć, a i rykoszetem obrywają państwa ościenne oraz przyjaciele naszych wrogów.
Nawet ci nie do końca rozsądni politycy, którzy władają naszymi krajami, nie są na tyle głupi, aby tego nie wiedzieć, co oznacza, iż konflikt z użyciem broni masowego rażenia jest obecnie odległy.
Skoro Stanom, Chinom i Rosji chodzi o dominację gospodarczą, w tym kontekście wywoływanie wojny nuklearnej mija się ze stawianymi sobie celami, czyli totalne zniszczenie, nie jest środkiem do osiągnięcia sukcesu. Tym jest coś całkiem innego, czyli takie zarządzanie państwami, aby mogły się rozwijać i przejmować kolejne rynki, z których czerpać będą zyski.
Dlatego nie wykluczam, ale daleki jestem od stwierdzenia, że wojna nuklearna będzie miała miejsce, bo nie jest dla nikogo opłacalna i trzeba zachować w tym wszystkim rozsądek, przynajmniej w zakresie mówienia o wojnie jądrowej.
Możemy jednak słyszeć w nieodległej przyszłości słowa o potencjalnym użyciu bomb atomowych, ale będzie to bardziej straszak, niż realna groźba zniszczenia całej ziemi.
Bogdan Feręc