Nie, nie i jeszcze raz nie
Jedna z polskich organizacji na wyspie podchwyciła inicjatywę znaną m.in. z Polski, która ma na celu nadanie prawa głosu migrantom, więc udzielenie prawa udziału w wyborach powszechnych Ukraińcom czerpiącym z polskiego Skarbu Państwa pełnymi garściami, którzy mieliby wybierać parlamentarzystów na ulicę Wiejską.
Tym tropem poszła też działająca od lat na wyspie organizacja polonijna i zaproponowała, choć mam nadzieję, że się to jej nie uda, możliwość wprowadzenia głosowania przez migrantów na wyspie. Akurat na to nie ma mojej zgody, choć poniekąd zgadzam się z niektórymi punktami argumentacji, a z pełnym rozmysłem nie wymieniam nazwy, ani nazwiska osoby, która nim firmuje ów projekt, gdyż jako obecny przeciwnik socjalistycznej Unii Europejskiej, nie mam do końca życzenia ułatwiać odnalezienia materiałów, jakie są w tej sprawie publikowane.
Oczywiście, jeżeli osoby podpisujące się pod projektem zechcą wypowiedzieć się w tej i wyłącznie tej sprawie na łamach portalu „Polska-IE”, taką możliwość otrzymają, aby przekonać do swoich racji.
Dla mnie jednak sprawa jest prosta i niepotrzebnie próbuje się zbić kapitał popularności przez niewielką grupę ludzi, która hasłami o braku możliwości wpływania na tutejszy establishment polityczny chce, co nawet w jakiś sposób popieram, aktywizować Polaków na Szmaragdowej Wyspie.
Nie o to jednak chodzi, bo we wczorajszej krótkiej wymianie zdań, choć urwanej przez moją interlokutorkę, a zakończyła czymś w kontekście, moja jest racja, bo jest moja, uważam za swój obowiązek przypomnieć, że mamy prawo oddawania głosów w Irlandii.
O ile udział w wyborach powszechnych, więc posłów, ma każda osoba z irlandzkim obywatelstwem, nic nie stoi na przeszkodzie, by Polacy w tych brali udział, jeśli są naturalizowanymi Irlandczykami, a to już całkiem duża grupa. Z danych, jakie można znaleźć na stronach Komisji Wyborczej z Irlandii, wynika jednak, że polskojęzycznych nazwisk na listach osób zarejestrowanych do aktów wyborczych jest śladowa ilość, jak na wielkość naszej diaspory.
Poza tym bez żadnego problemu, jako Europejczycy, Polacy mogą brać udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego, choć i z tego prawa korzystają nadzwyczaj rzadko.
Nie o to jednak do końca chodzi, bo mój argument sprzeciwu jest całkiem inny, więc poszedłem w kierunku wyborów lokalnych, a to oznacza głosowanie na miejskich radnych, którzy wpływają na sprawy dziejące się w Cork, Galway, Limerick, Wexford i każdym innym mieście. Tak się składa, że od lat znam przedstawicieli władz miejskich z Galway, a nieodmiennie słyszę od nich, że Polacy w tym miescie nie angażują się w jego życie.
Do ostatnich wyborów lokalnych, zarejestrowało się w Galway 483 Polaków, więc na kilkutysięczną grupę to nienadmierna ilość. Odnoszę wrażenie, że Galway, w którym mieszkam od lat, interesuję się sprawami tego miasta, otrzymuję wiele informacji z kręgów tutejszej władzy, jest wyłącznie papierkiem lakmusowym całej Irlandii.
Ja nadal nie rozumiem, dlaczego człowiek, który nie interesuje się polityką, który nie zna nazwiska urzędującego premiera, nie wie, kim jest Michael Daniel Higgins, miałby wybierać posła do irlandzkiego parlamentu. Żeby zrobić to rozsądnie, a nie na chybił trafił lub za pośrednictwem sterowania jego głosem, co może zrobić np. ta lewicująca polska organizacja, trzeba wiedzieć cokolwiek o tutejszych partiach politycznych i politykach.
Głosowanie na kandydatów tylko dlatego, że obiecują dodatki socjalne i miraż dobrobytu pod ich rządami mija się z celem.
Zainteresowanych odsyłam do gazety Independent, a znajdzie się tam, skądinąd ciekawy tekst z 22 listopada tego roku, który opatrzony jest polskim imieniem i nazwiskiem, więc nie będzie problemu z jego odszukaniem i przeczytaniem.
Mojej zgody jednak na głosowanie przez migrantów z wyłącznie polskim lub innym zagranicznym paszportem, nigdy nie będzie i będę się temu stanowczo przeciwstawiał, jako podatnik, rezydent i mieszkaniec Irlandii, a wciąż bez tutejszego obywatelstwa.
Bogdan Feręc