Zielony przekręt
Przekonywani jesteśmy, że świat jest na skraju przepaści klimatycznej, że należy działać, że trzeba znacznie zmniejszyć, a nawet odejść od paliw kopalnych, żeby nasza planeta w ogóle przetrwała.
W tym dziwacznym przedsięwzięciu, do którego zaagitowano już wiele osób, a stały się one bez żadnego zastanowienia piewcami idei oczyszczenia świata, na piedestał stawia się prąd ze źródeł odnawialnych, więc tych, które nie są w stanie wyprodukować całej energii, jaka jest nam potrzebna. Nawiasem mówiąc, to właściwie nigdy nie będzie możliwe, a wystarczy wyobrazić sobie następującą sytuację.
Była zimna, bezwietrzna i chmurna noc, a i flauta na morzach oraz oceanach stała się zjawiskiem obiegającym Europę, która z uwagi na porę, zużywała potężne ilości energii. Brak wiatru unieruchomił jednak turbiny wiatrowe, które przestały produkować tak bardzo potrzebną energię do ogrzania domów, zasilenia fabryk i napędzania transportu publicznego, a na dodatek farmy fotowoltaiczne w nocy są właściwie wyłącznie miejscem bezużytecznym. Na to jednak Unia Europejska postanowiła się przygotować, więc zasypano tysiące mil morskich siłowniami wodnymi, a napędzanych falami. Brak wiatru spowodował jednak, że fale zanikły, a jedyną siłą napędową tych elektrowni stały się prądy morskie, które jednak nie są w stanie zaspokoić nawet części potrzeb energetycznych Starego Kontynentu.
Na początku odcięto zasilanie prywatnych domów, następnie zakładów produkcyjnych oraz innych firm, a ten dostarczany był wyłącznie do placówek medycznych i służbom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo państw.
Niemożliwe? Oj, żeby się nie okazało, że Zielony Ład właśnie napisał taki scenariusz…
Nie o tym jednak, bo o europejskim zielonym szwindlu, który stał się już teraz swoistym katechizmem ekoszaleńców. Mówią oni, a przy walnym wsparciu unijnych rządów, że należy oczyścić planetę, bo jak nie, to armagedon nadejdzie i zakończy bytowanie ludzkości na ziemi. W tym szaleństwie jest jednak metoda, bo przekonano wielu, głównie podatną na przekaz mainstreamu młodzież i osoby kształcone na zasadach metodyki indoktrynacji szkolnej, że taka jest prawda i Europa musi uchronić świat przed totalną zagładą.
Europa, której produkcja zanieczyszczeń w ujęciu globalnym jest na poziomie ocenianym na 7 do 8 procent, o czym mówi Bank Ochrony Środowiska, będzie więc miejscem, które wpłynie na całą produkcję demonizowanego, co od miesięcy powtarzam, dwutlenku węgla, czyli podstawowego budulca roślin i zwierząt. Ludzi też, jakby ktoś z biologii zapomniał, że jesteśmy zwierzętami, choć jakoby inteligentnymi.
Walka o oczyszczenie została rozpoczęta, po kolei odbiera się nam efektywne źródła energii, a wtłacza się technologię, która wywoła katastrofę ekonomiczną.
Jest jeszcze jedna materia, której nie uświadczy się w przekazie mediów głównego nurtu, bo te działają wspólnie i w porozumieniu z rządami, a chodzi o stworzenie narracji wpajającej pewien rodzaj myślenia. Unia Europejska chce do 2040 roku zredukować emisję CO2 o 90%, więc aby to osiągnąć, powinna na gwałt zamykać wszelkie elektrownie produkujące prąd z węgla, gazu i ropy naftowej. Na dodatek, zlikwidować musi wszelkie źródła ogrzewania, które nie są zasilane z energii odnawialnej, co oznacza, że wszystko działać ma na prąd. Do tego jeszcze w 2035 roku wejdzie w życie całkowity zakaz produkcji aut spalinowych, co stanie się ostatecznym ciosem zadanym Europejczykom w kwestii klimatycznej. Po drodze zniszczy się rolnictwo, bo i ono emituje na potęgę, toteż w Unii Europejskiej będzie tak czyste powietrze, że niektórzy to nawet nie są przyzwyczajeni, by takim oddychać.
Jednak, czy w takim przypadku Europa stanie się zieloną oazą z krystalicznie czystą wodą, z unoszącym się w powietrzu zapachem lasów oraz łąk?
Nic bardziej mylnego. Skoro Unia Europejska zniszczy już teraz swój przemysł, wytłucze rolnictwo, to nadal będzie musiała jakoś wyżywić swoją populację. Jak? Kupując wyroby przemysłowe i artykuły spożywcze poza jej granicami. Co się wtedy stanie? Żeby zapewnić stałe dostawy telewizorów, majtek i kurtek, ale też pomidorów, ziaren słonecznikowych na olej, żyta na chleb i gruszek, państwa producenci spoza UE, zwiększą znacznie swoją produkcję. To z kolei oznacza, że będą emitować znacznie większą ilość gazów cieplarnianych, czyli bilans wyjdzie na zero, o ile nie przekroczy obecnych wskaźników, bo i zajdzie paląca potrzeba przetransportowania tego wszystkiego do Europy.
Poza tym nieustannie wciska się europejskim narodom, że będziemy żyć w czystym środowisku, spadnie poziom zanieczyszczeń unoszących się w powietrzu i zieloność zagości nie tylko w naszych sercach, ale i na każdym kroku.
Osobnika, który wymyślił tę właśnie teorię, posłałbym na początku do szóstej klasy szkoły podstawowej, gdzie dowie się, że powietrze na naszym globie, a dla niektórych na dysku, jest w ciągłym ruchu, więc powietrze w Europie, nie jest przypisane wyłącznie do niej, bo odchodzi, kiedy chce, a przybywa do nas inne, możliwe, że z państw, które emitują znacząco więcej CO2, niż cały nasz kontynent. Kiedy ten ideolog zostałby już wykształcony, dogadałbym się z „ruskimi”, żeby znaleźli mu jakieś miejsce w odległych rejonach Federacji Rosyjskiej, najlepiej za kołem podbiegunowym.
Na koniec przykra konstatacja, bo coraz większa ilość ludzi na świecie zaczyna wierzyć w powtarzane przez kilka już lat wymysły tzw. ekspertów klimatologów, a na dodatek w społeczeństwach wytworzono skutecznie syndrom obaw i zamykania się w domach z własnymi myślami, więc zamordowano w nich społeczny sprzeciw, co dotyczy już milionów ludzi w Europie. Z tego ochoczo korzystają politycy, którzy w swojej „demokratycznej” swawoli, dokonują „ostatecznego rozwiązania kwestii” europejskiej.
Żeby jednak nie było, że jestem przeciwnikiem ekologicznych rozwiązań, bo tak wcale nie jest, proponuję te, które po pierwsze wprowadzać będzie cały świat, a po drugie, robione to będzie w sposób przemyślany. Po trzecie zaś, powinno być wcześniej dokładnie przygotowane i nie przez ekologów z łapanki, bo prawdziwych fachowców.
Bogdan Feręc
Photo by Mahdis Mousavi on Unsplash