Dlaczego nie chcą walczyć za Ukrainę?

Weekend ponownie obfitował w ciekawe wydarzenia, z jakimi się zetknąłem i jak mawia mój wierzący kolega, nic nie jest dziełem przypadku, bo On to sprawił, że tak się stało.

Nie wiem, czy w sobotę „słowo ciałem się stało” i za czyim wstawiennictwem, ale poznałem młodego Ukraińca, który pomagał mi w pewnych czynnościach związanych ze zmianą siedziby portalu „Polska-IE”, co wcale nie było łatwą sprawą. Jak się okazało, nazbierało się przez te 11 lat trochę sprzętu, część wciąż jest ze mną z sentymentu, a część tylko dlatego, że nadal całkiem sprawnie działa, jak mój 15-letni laptop.

Nie o tym jednak, bo jak zwykle poznaliśmy się przez przypadek, gdy poprosiłem kolegę, znanego w Galway przedsiębiorcę o pewną przysługę, więc o wypożyczenie pracownika. Ów, ponieważ znamy się bardzo dobrze od prawie 10 lat, przystał na to i podesłał mi, jak go określił, „kumatego chłopaka”.

Fakt – okazał się „kumaty”, a nawet całkiem rozsądny, co oczywiście dało mi pole do rozpoczęcia rozmowy. Na początku szło trochę kulawo, bo jego angielski jest raczej słaby, ale mój rosyjski pozwolił na istotną zmianę w naszej konwersacji. Tu przyznam, że chyba on słabiej posługuje się „ruskim” ode mnie, bo wplatał co jakiś czas ukraińskie słowa i szukał w myślach zamienników.

Po kilku minutach zapytałem, co spowodowało, że przyjechał do Irlandii, a nie chodziło mi o typową odpowiedź w sensie, bo wojna.

Powiedział wówczas z pełną szczerością, iż chciał się wyrwać z Ukrainy już bardzo dawno temu, bo „życia tam nie ma”, a każdy dzień przed atakiem sowietów był w tym kraju wyzwaniem i walką o byt. Na Ukrainie pozostali jego rodzice, którzy mieli stwierdzić, że nigdzie nie będą wyjeżdżać i zostaną w swoim kraju.

Próbował ich namawiać, sugerował, że to niebezpieczne, że w każdej chwili w ich blok, gdzie mieszkali, może trafić bomba, ale nie przyniosło to żadnego skutku. Rodzice zostali na Ukrainie.

Na początku Misza trafił do Warszawy, by tam spędzić kilka miesięcy, ale uznał, że propozycje naszej ojczyzny, nie do końca mu odpowiadają. Dlatego postarał się, aby wyjechać gdzieś dalej na zachód i tak trafił do Irlandii. Początkowo mieszkał w Dublinie, by następnie przeniesiony został do Centre Point, w którym w mieszkaniach studenckich kwaterowali już liczną grupą Ukraińcy. Nawiasem mówiąc, władze miasta kończą już opróżnianie tego miejsca, gdyż od września mają tam wrócić studenci, czyli dostał zakwaterowanie na Salthill w Galway w jednym z pokoi w domu z czterema sypialniami.

Co ciekawe, od początku, jak stwierdził, szukał zatrudnienia, a po kilku miesiącach „zaczepił” się właśnie u mojego kolegi. Pracuje tam ponad rok i chwali sobie tę pracę, a i z politowaniem patrzy na swoich pobratymców, którzy utrzymują się z zapomóg socjalnych, jakie wypłaca im Irlandia.

Co też ważne, bo zagadnąłem o tę kwestię, a z Ukrainy wciąż można właściwie bezproblemowo wyjechać, chociaż rząd w Kijowie wprowadził zakaz opuszczania kraju. Załatwia się to prawie oficjalnie i należy zgłosić się do jednego z tamtejszych urzędów paszportowych, wpłacić 15 000 $, a wówczas urzędnik wystawi glejt uprawniający do opuszczenia ukraińskiej ruiny.

Misza chwali sobie Irlandię, tutejsze podejście pracodawców do osób zatrudnionych, ale i całkiem dobre wynagrodzenie, jakie otrzymuje. Najbardziej jednak podoba mu się system tygodniowych wypłat.

Zapytałem również, czy ma zamiar wrócić kiedyś na Ukrainę?

Była to trochę śmieszna i trochę oczekiwana przeze mnie odpowiedź, a spojrzał na mnie z tajemniczym uśmiechem i pokręcił przecząco głową, dodając, że chciałby tu zostać na stałe. Powiedział też, że ma teraz całkiem inne życie, wie, że może sobie je zacząć normalnie układać, a i snuje plany na przyszłość.

Nie przerywałem, dałem mu pole do rozwinięcia myśli, a wówczas okazało się, że chciałby kupić w Irlandii niewielki dom, ściągnąć tu rodziców i założyć rodzinę. Ma zamiar kupić też samochód i jego marzenie nie będzie niczym nadzwyczajnym, bo przecież jest typowym dla ludów wschodnich, czyli idziemy w kierunku BMW.

W kontekście naszej rozmowy wyszło też na jaw, że Ukraina, wcale go do siebie nie przekonała, by stanął w ręku z karabinem i odpychał wroga od bram. Powód? Ten okazał się bardzo prosty i Misza stwierdził, że nic od niej nie zaznał dobrego. Słabo wynagradzana praca oraz brak perspektyw na własne mieszkanie i gnieżdżenie się z rodzicami w dwupokojowym mieszkaniu na trzecim piętrze zdezelowanego bloku, który pamięta jeszcze Związek Radziecki.

Powiedział też, że zaraz po zakończeniu szkoły i podjęciu pracy, oszczędzał, aby odłożyć pieniądze na wyjazd z Ukrainy. To, jak dodał, było bardzo trudne do realizacji, bo zarobki niskie, część z nich oddawał rodzicom na utrzymanie, a i jest młody, więc i musiał się jakoś sensownie ubrać oraz od czasu do czasu zabawić.

Przyznam, że spodobało mi się podejście do możliwości, jakie rozsnuwa przed nim Irlandia i entuzjazm tego dwudziestoparoletniego chłopaka, bo widzę, że ma cel, że chce coś osiągnąć, że zależy mu na lepszym życiu. Chyba będę mu kibicował, a z całą pewnością życzył powodzenia, bo nie jest Ukraińcem, których poznałem do tej pory, więc roszczeniowym i leniwym.

Bogdan Feręc

Photo by Marjan Blan on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Zbliża się wielka
Zbiórka opakowań p