Dorastanie w mieście może sprzyjać rozwojowi schizofrenii

A może w komisjach planowania przestrzennego powinien być specjalista zdrowia publicznego? Współczesne miasta nie są zdrowe na bardzo wielu poziomach. Np. okazuje się, że mieszkanie w nich jest skorelowane z wyższym ryzykiem schizofrenii i innych zaburzeń psychicznych. Natura zaś ma działanie ochronne na mózg.

Tą tematyką fascynuje się naukowo i klinicznie psychiatra i psychoterapeuta dr hab. Sławomir Murawiec. Zastanawiało go to, że na całym świecie więcej przypadków schizofrenii notuje się w środowisku miejskim niż wiejskim, a fenomen ten zauważany był przez naukowców już ponad 20 lat temu.

Dr Murawiec dokonał przeglądu badań na temat związku między miejscem zamieszkania a ryzykiem rozwoju schizofrenii. Nie jest ich mało, a w ostatnim czasie temat jest coraz dogłębniej badany w różnych częściach świata i pod różnym kątem, np. zużycia leków psychiatrycznych na terenach miejskich. I okazuje się, że tam, gdzie bardziej zielono, zużycie leków z tej kategorii jest niższe niż tam, gdzie króluje betonoza. Mieszczuchy mają też trochę inną anatomię mózgu niż osoby, które dorastały w kontakcie z naturą. I tak dalej.

Publikacja dr. Murawca ukazała się w pierwszym tegorocznym numerze czasopisma „Psychiatria i Psychologia Kliniczna”.

Fot. PAP

Środowisko

Kontakt z naturą ma lecznicze działanie

„Środowisko zmienione pod wpływem działalności człowieka (urbanizacja) i charakteryzujące się wysokim stopniem zanieczyszczenia substancjami chemicznymi (toksyny, zanieczyszczenie powietrza -smog) stanowi czynnik ryzyka zachorowania na schizofrenię. Do czynników protekcyjnych należy natomiast bezpośredni kontakt ze środowiskiem naturalnym od dzieciństwa przez okres dojrzewania do dorosłości” – ocenia dr Murawiec w abstrakcie tej publikacji.

Skąd biorą się zaburzenia psychiczne?

Trzeba zacząć od tego, że mózg jest organem, który rozwija się do około 21. – 23. roku życia, przy czym najbardziej wrażliwy na czynniki środowiskowe okres to ten z czasu rozwoju płodowego i pierwszych lat życia.

Na tym właśnie fakcie – długiego rozwoju mózgu i jego szczególnej podatności na czynniki środowiskowe we wczesnym okresie tego rozwoju, bazuje neurorozwojowa teoria powstawania zaburzeń psychicznych, w tym schizofrenii. Wciąż nie mamy pełnego obrazu tego, jak dochodzi do tej poważnej choroby. Na pewno przyczyniają się czynniki genetyczne.

– To nie jest tak, jak np. w mukowiscydozie, że zetkną się dwa zestawy genów od rodziców i bach! Jest choroba. Jednak pewne skłonności do schizofrenii można dziedziczyć w genach, a następnie mamy do czynienia z interakcją pomiędzy tymi genami, a środowiskiem życia – podkreśla dr Murawiec.

W podręczniku psychiatrii autorstwa profesorów: Agaty Szulc i Piotra Gałeckiego mowa jest o tym, że mniej więcej 10 proc. populacji jest podatna na zachorowanie na schizofrenię. Ale choruje ok. 1-2 proc. Muszą zatem występować czynniki, które „wspomagają” genetykę. Podobnie jest zresztą z innymi zaburzeniami psychicznymi – takimi jak choroba afektywna dwubiegunowa czy depresja. 

Prawdopodobnie musi dojść do wystąpienia całego splotu czynników. Dr Murawiec wymienia tu potencjalne czynniki sprzyjające rozwojowi zaburzeń psychicznych w młodości i dorosłości: m.in. ostrą infekcję wirusową matki w czasie ciąży, czynniki toksyczne oddziałujące na płód, duży stres matki w czasie ciąży, trauma we wczesnym dzieciństwie, używanie kanabinoidów itd. A w świetle przedstawionych w jego publikacji badań dochodzi jeszcze dorastanie w mało sprzyjających miejskich warunkach.

Fot. PAP/P. Werewka

Uzależnienia

Zaburzenie osobowości: kiedy można podejrzewać, że to nasz problem?

– Trzeba pamiętać, że mózg na wczesnym etapie rozwoju jest bardzo plastyczny. Wskutek niekorzystnych czynników, takich jak choroba wirusowa, zanieczyszczenie metalami ciężkimi itp. może dochodzić do niewielkich nieprawidłowości – one nie są takie, że powstaje „dziura w mózgu”, ale niewielkim zmianom ulega anatomia mózgu, system neuroprzekaźnictwa. Szczególnie u płci męskiej.  Jeśli w mózgu będzie dochodzić do subtelnych zmian pod wpływem warunków obciążających, jeśli tych czynników dużo się skumuluje, to u osób podatnych może dojść do schizofrenii – wyjaśnia neurorozwojową hipotezę powstania schizofrenii dr Murawiec.

Doktor przytacza badanie zespołu niemieckich naukowców pod kierunkiem L. Haddad, którego wyniki zostały opublikowane w „Schizofrenia Bulletin” w 2015 roku. Analizowali oni budowę mózgu u 110 osób z Mannheim i okolic tego miasta. Okazało się, że są istotne różnice w budowie tego organu w zależności od miejsca zamieszkania, skutkujące tym, że osoby wychowane na terenach zurbanizowanych miały m.in. mniejszą objętość istoty szarej w grzbietowo-bocznej korze przedczołowej. To część mózgu, która odpowiada m.in. za kontrolę impulsów, pamięć roboczą i planowanie. Przy czym zmiany budowy grzbietowo-bocznej kory przedczołowej stwierdzane są u osób chorujących na schizofrenię.

– Życie w mieście zmienia mózg, zmienia konstrukcję anatomiczną tego organu. Przy czym obszary, które ulegają zmianie pod wpływem urbanizacji, przynajmniej częściowo pokrywają się z tymi, które są zmienione u osób z diagnozą schizofrenii – dodaje dr Murawiec.

Miejskie życie to ciągły stres dla mózgu 

– Mózg miejski musi sobie jakoś radzić z nadmiarem bodźców. W zurbanizowanym środowisku musi przetwarzać gigantyczne ilości informacji. Na co dzień tego nie odczuwamy, to dzieje się poza naszą świadomością, ale ten nasz miejski mózg jest bardzo obciążony – podkreśla lekarz.

Przypomina, że nasz centralny organ sterujący na swoim „prymitywnym” poziomie przede wszystkim musi cały czas klasyfikować docierające do niego bodźce na zagrażające i niezagrażające. I przypomnijmy sobie tysiące ludzi, których mijamy codziennie wychodząc do sklepu, idąc na przystanek itd. A niektórzy, ci, co mieszkają w ciasno upakowanych na małej przestrzeni blokach już podczas przyrządzania porannej kawy widzą w oknie naprzeciwko sąsiada. I mózg musi już o poranku „rozsądzić”, czy to „wróg”, czy „swój”.

– Wychowywanie się właśnie w takim środowisku jest tak potwornie obciążające. Oczywiście nie jest tak, że wszyscy wychowankowie miast cierpieć będą na schizofrenię czy inne zaburzenia psychiczne, ale warunki miejskie są po prostu czynnikiem obciążającym – wyjaśnia specjalista. 

Rys.Krzysztof "Rosa" Rosiecki

Psyche

Schizofrenia u dzieci i młodzieży: leki bezwzględnie konieczne

Tymczasem popularny jest obecnie trend w urbanistyce „zagęszczania” zabudowy.

– Zwiększamy betonozę, zacieśniamy zabudowę. Skutki tych decyzji będą za jakieś dwadzieścia, dwadzieścia kilka lat – przestrzega lekarz.

„Wpływ stresu w środowisku miejskim nie kończy się wraz z zakończeniem okresu rozwojowego. Lederbogen i wsp. przedstawili wyniki badania funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI), które wskazują, że dorastanie w mieście i zamieszkiwanie w mieście mają rozłączny wpływ na przetwarzanie stresu związanego z oceną społeczną u ludzi. Wyniki tego badania pokazują, że bieżące mieszkanie w mieście wiąże się ze zwiększoną aktywnością jądra migdałowatego” – czytamy w pracy przeglądowej dr. Murawca. Jądro migdałowate to część mózgowia, które pełni ważną rolę w przetwarzaniu informacji dotyczących innych ludzi i odpowiada za reakcje agresywne w odpowiedzi na zagrożenie. 

Miasto to także rozliczne zanieczyszczenia. Począwszy od hałasu, który zaburza sen i jest kolejnym bodźcem, z którym nasz mózg musi sobie radzić nieustannie, po zanieczyszczenia fizyczne i chemiczne. A te – mówi dr Murawiec – mogą być kolejnym czynnikiem, który przyczynia się do rozwoju schizofrenii.

„Attademo i wsp. dokonali przeglądu literatury wychodząc z założenia, że ryzyko wystąpienia psychozy jest związane zarówno z czynnikami genetycznymi, jak i środowiskowymi, a środowisko może w dużym stopniu wpływać na efekty genetyczne. Założyli, że zanieczyszczenie powietrza może być jednym z potencjalnych czynników wyjaśniających ten związek. Przeprowadzili oni przegląd literatury i zidentyfikowali 13 raportów badawczych oraz 16 artykułów przeglądowych i stwierdzili, że na podstawie tego, co wiadomo o patofizjologii schizofrenii, jest prawdopodobne, że narażenie na metale ciężkie, takie jak ołów i kadm, składniki zanieczyszczenia powietrza, takie jak cząstki stałe oraz tlenki azotu i siarki, rozpuszczalniki organiczne i inne składniki zanieczyszczenia środowiska może być przyczyną składową tej choroby” – czytamy w pracy przeglądowej autorstwa dr. Murawca.

Przypomina w niej także unikalne badanie szwedzkie, którym objęto całą populację w wieku poniżej 18 lat w czterech głównych jednostkach administracyjnych w Szwecji. Wykazano w nim, że dzieciom i młodzieży mieszkającym na obszarach o wyższym stężeniu zanieczyszczeń powietrza częściej wydawano leki na zaburzenia psychiatryczne w trakcie obserwacji.

Czy natura zatem chroni?

Skoro na obszarach zurbanizowanych ryzyko schizofrenii jest wyższe, to może tereny zielone są czynnikiem ochronnym? Niewykluczone. Taką hipotezę należy jeszcze sprawdzić w kolejnych badaniach, ale są przesłanki, by sądzić, że przeciwdziałanie betonozie, kontakt z naturą, mieszkanie w zieleni – będzie taką funkcję pełnić. W końcu tereny zielone w pobliżu miejsca zamieszkania to mniej zanieczyszczeń, mniej hałasu i łagodzenie stresu.

Fot. PAP/P. Werewka

Psyche

Objawem schizofrenii może być apatia

Doktor przytacza duńskie badania wpływu dorastania na terenach obfitujących w zieleń miejską i tych ubogo zielonych na wystąpienie zaburzeń psychicznych. Okazało się, że wysoki poziom dostępności otaczających terenów zielonych w dzieciństwie wiąże się z niższym ryzykiem rozwoju zaburzeń psychicznych u młodzieży i dorosłych. Tam gdzie zieleni było najmniej – w porównaniu do miejsc najbardziej obfitujących w zieleń, ryzyko rozwoju różnych zaburzeń, za wyjątkiem niepełnosprawności i zaburzeń schizoafektywnych, było od 15 do 55 proc. wyższe!

Co ciekawe, nawet wtedy, gdy uwzględniło się szereg innych czynników ryzyka – począwszy od socjoekonomicznych po genetyczne. To istotne z tego punktu widzenia, że można argumentować, iż w mało zielonych terenach, zanieczyszczonych, najczęściej mieszkają osoby o niskim statusie socjoekonomicznym, a brak wykształcenia i ubóstwo jest skorelowane ze złym stanem zdrowia w każdej niemal dziedzinie medycyny na całym świecie.

– Musimy postarać się o to, by zieleń była dostępna, przynajmniej w zasięgu krótkiego spaceru, a najlepiej, by nas otaczała – mówi dr Murawiec.

Swoich pacjentów z Poradni Zdrowia Psychicznego Harmonia zabrał na spacery do Parku Łazienkowskiego w Warszawie.

– Te spacery pokazały, że są doskonałą formą oderwania się od problemów, od myślenia o tych bieżących różnego rodzaju problemach, że są dobroczynnym zagłębieniem się w trochę innej rzeczywistości – mówi.

Były ćwiczenia – uczestniczki i uczestnicy koncentrowali się na tym, co słyszą, jakie zapachy ich dobiegają, jak czuje się korę drzewa. Pozwalało to na przekierowanie aktywności na zewnętrzne bodźce i oderwanie się od pochłonięcia ciągłym „przetrawianiem” zadań zawodowych czy problemów osobistych. W dalszej części spacerów osoby uczestniczące pochłonął świat ptaków, wspólne bycie z ptakami, które akurat w Łazienkach dostępne są na wyciagnięcie ręki.

Jako psychiatra, który jest też ornitologiem-amatorem zaznacza, że na przykład słuchanie ptaków ma działanie relaksujące.  

– To może być ewolucyjnie uwarunkowane, bo śpiew ptaków to sygnał, że jest bezpiecznie – mówi z perspektywy ewolucji naszego gatunku.

Próba skoncentrowania się na odgłosach płynących z dużego parku ze starodrzewem i wieloma zwierzętami w nim żyjącymi to – jak mówi – rozszerzenie pola percepcji poza wzrokową i możliwość przywołania miłych wspomnień, na przykład wakacji na wsi u dziadków.

– To pozwala na znakomite oderwanie się od myślenia o swoich problemach, co jest istotne zwłaszcza dla osób, które cierpią na różne zaburzenia psychiczne – często są pochłonięte własnym cierpieniem. Pojawia się relaks. Takie doświadczenie pozwala na pewną odbudowę funkcji psychicznych. Potem wrócimy do swoich problemów, ale już z bardziej czystym umysłem – mówi dr Murawiec.

Radzi, by każdy mieszczuch pozwalał sobie na spacer na terenach zielonych, zwłaszcza wtedy, gdy mierzy się z jakimiś trudnościami. Nie ma wątpliwości, że podczas spokojnego spaceru, kiedy będziemy skupiać się na odgłosach przyrody, wyciszymy się, a po powrocie łatwiej będzie stawić czoło przeciwnościom. Warto też, w świetle zanalizowanych przez niego badań, by rodzice oczekujący dziecka i wychowujący małe dzieci zadbali o jak najwięcej kontaktu z naturą – tak podczas ciąży, jak i pierwszych lat życia malucha. Na pewno nie zaszkodzi, a może wiele pomóc.

Justyna Wojteczek, zdrowie.pap.pl

Fot. PAP/P. Werewka

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
W Polsce rodzi się
Ekspert: jak przygot