Zanikający język polski

Śledząc poczynania naszych rodaków w internecie, ale nie tylko tam, zauważam, że zmierzamy w stronę Irlandii, więc sami robimy sobie to, czego nie zdołały w nas zabić 123 lata zaborów.

Oczywiście chodzi o język, ale nie ten, który odebrano prawowitym właścicielom tej wyspy, ani ten używany będą na emigracji, gdyż to takie przyzwyczajenie, że do polskich zdań wplata się obce słowa, czasami spolszczone, ale pochodzące z aktualnego kraju zamieszkania. Trochę przeraża mnie fakt, że nie jestem już w stanie usłyszeć wielu pełnych zdań wypowiedzianych w Polsce, a składających się z czystej polszczyzny, ale podkreślę, że nie chodzi też o wielowiekowe naleciałości słowne, ani o gwarę.

W polskiej mowie używanej w naszej ojczyźnie króluje obecnie język angielski, a słyszany jest w mowie potocznej, w środkach masowego przekazu, co ma…

No właśnie, co ma oznaczać? Ma pokazywać poziom wykształcenia w obcej mowie, a może chęć przypodobania się naszym interlokutorom, ale może też wskazywać, że chcemy być modni. Jeszcze gorzej jest, jak do swoich wypowiedzi wplatają obcobrzmiące słownictwo politycy, więc strażnicy prawa, a sami przecież stworzyli ustawę o czystości języka polskiego, czyli powinni wykazać dbałość o realizowanie stanowionego przez siebie prawa.

To przypadłość polityków młodego pokolenia, a w tym przypadku nie ma najmniejszych wątpliwości, że chcą przypodobać się młodszej części polskiego społeczeństwa, więc zdobyć ich serca nie do końca czystą polską mową.

Oczywiście można też wiele powiedzieć o młodzieży, która jakoś ma problemy ze skleceniem jednego zdania poprawnie w naszej mowie, nie mówię nawet o zdaniach wielokrotnie złożonych, bo chyba to pojęcie jest im obce. Bardzo często słyszę natomiast w ustach moich młodszych rodaków równoważniki zdań, a na dodatek ubarwione angielskimi wstawkami, co po prostu zaczyna mnie wpychać w rozpacz.

Niedawno rozmawiałem z takim młodym Polakiem z Warszawy, którego zapytałem wprost, czy może mi powiedzieć cokolwiek poprawną polszczyzną? Odpowiedział, że i owszem, więc zaczął. Zdanie powiedział, a nawet nie zauważył, że dwa słowa były angielskie. Wtedy zrozumiałem, że są oni przesiąknięci już zachodnią kulturą, nie widzą granicy i raczej nie są już w stanie odróżnić rodzimej mowy od europejskiego śmietnika słownego, wlewającego się do naszych umysłów.

Dobrze to, czy źle? W mojej ocenie źle, bo o ile chce się podkreślić znajomość języków obcych, można zaproponować rozmówcy przejście na znany obu polemistom, ale wplatanie w nasz rodzimy jakichś tam słówek, często przekręconych i błędnie wymawianych, to takie trochę gubienie naszej tożsamości narodowej, o którą walczyli nasi dziadowie.

Wychodzi więc na to, że zamiast oduczyć nas polskiej mowy zaborcy, zrobiła to wyimaginowana wolność, unijna wolność, a ta powoli staje się zakuwaniem nas w różnego typu ograniczenia, poprawności, nieumiejętność logicznego myślenia oraz zatracania wartości naszych przodków.

Żeby wszystko było „correctly” 😉 do końca, za mistrza mowy polskiej nigdy się nie uważałem, ale staram się mówić poprawnie, przynajmniej w kontaktach z rodakami, bo to jednak pokazuje, że wciąż, niezależnie od wszystkiego, jesteśmy Polakami.

Bogdan Feręc

Photo by Yahor Urbanovich on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Kryzys HAP połączo
Tesco zamontuje w sw