Czy ocieplenie jest prawdą?
I tak i nie, ponieważ mamy przesłanki, że na świecie robi się cieplej, ale mamy też zaprzeczenie pewnych zjawisk fizycznych.
Biorąc to na chłopski rozum i w oparciu o podstawowe prawa fizyczne, ocieplenie powinno wywołać już kilka zjawisk atmosferycznych, a tych, jak do tej pory nie można zakwalifikować do nadmiernych. Po pierwsze dużo mówi się, że ocieplenie wywołuje susze. Może i tak jest, ale woda z obszarów objętych brakiem wody, gdzieś musi się jednak znajdować, bo przecież krąży po naszym globie w cyklu zamkniętym.
Po drugie, nawet domorosły fizyk jest w stanie określić, że wyższa temperatura, prowadzi do szybszego parowania, więc położenie mokrych skarpetek na kaloryferze, przyspieszy proces ich suszenia, ale jeżeli tych będzie dużo, w mieszkaniu odczuwalny jest wzrost wilgotności.
To zjawisko działa na całym świecie dokładnie tak samo, więc poprzez ogrzewanie się atmosfery, oceanów i czego tam jeszcze nie wymyślają fani czystego środowiska, dojść powinno do znacznego zwiększenia parowania wód i to wszystkich, czyli od oceanicznych i morskich po wody z jezior i rzek.
Prowadzi nas to do wniosku, że w powietrzu znajdzie się znacznie więcej pary wodnej, a ta kominami termicznymi wynoszona będzie stopniowo na duże wysokości, gdzie zapoczątkowanie zostanie kolejne zjawisko fizyczne, czyli przejście ze stanu lotnego w ciekły, co oznacza skraplanie. Wcześniej jednak, zanim w miejscu koncentracji zbierze się odpowiednia ilość pary, co doprowadzi do jej skroplenia i pod wpływem ciężaru oraz grawitacji upadek na ziemię, wytworzone zostaną chmury.
>>Naukowo uważa się też, że poziom nasycenia atmosfery parą wodną wynosi przeciętnie 0,4%, a przy powierzchni od 1 do 4 procent. Naukowcy twierdzą też, że para wodna to 95 – 99 proc. efektu cieplarnianego. Naukowym stanowiskiem jest też, iż to właśnie para wodna sprawia, że CO2 jest takie groźne. Dodatnie sprzężenie zwrotne pary wodnej wzmacnia zaburzenia klimatu. Oszacowano, że jej obecność podwoi wzrost temperatur spowodowany podwojeniem stężenia CO2. Sama jednak nie mogłaby spowodować zmiany klimatu. Fakt, że para wodna jest najsilniejszym gazem cieplarnianym, nie umniejsza roli dwutlenku węgla. Po pierwsze, zawartość pary wodnej w atmosferze zmienia się w skali dni, zgodnie z cyklem parowania i opadów. Tymczasem dwutlenek węgla, uwolniony w procesie spalania paliw kopalnych, trwa w atmosferze tysiące, a nawet setki tysięcy lat. Po drugie, „więcej” niekoniecznie oznacza „skuteczniej”. Para wodna skupia się blisko powierzchni Ziemi, tymczasem to gazy cieplarniane w wyższych warstwach atmosfery najskuteczniej blokują ucieczkę ciepła w kosmos. Co więcej, każda kolejna porcja gazu cieplarnianego coraz słabiej wpływa na wzrost temperatury – dotyczy to zarówno pary wodnej, jak i dwutlenku węgla czy metanu.<< Źródło: www.naukaoklimacie.pl
Tu też ciekawostka, bo naukowcy już dawno stwierdzili, że chmury są dobrodziejstwem dla świata i dla nas, gdyż zatrzymują dużą ilość promieni słonecznych, więc przyczyniają się również od ograniczenia wzrostu temperatury, a nawet ochłodzenia powierzchni matki ziemi.
Idąc tą drogą, można pomyśleć, że wzrost temperatury, zacznie być hamowany samoistnie tzw. ociepleniem klimatu, gdyż spowoduje znacznie wyższe parowanie wód i wytworzeniem znacznie większej ilości chmur. (Nie dotyczy Irlandii, bo tu chmury wytwarzane są nawet bez efektu cieplarnianego). 😁
Tego nie usłyszy się jednak w przekazie płynącym ze świata nauki, bo ów woli nas przekonywać, że należy zrezygnować z emisji dwutlenku węgla, czyli nas zagłodzić. Dlaczego? Tu z kolei wracamy do wiedzy z lekcji biologii i to na poziomie szkoły podstawowej. Dwutlenek węgla pochłaniany jest przez rośliny, a wykorzystywany w procesie wzrostu do ich budowy. Naukowo dowiedziono również, że wyższe stężenie dwutlenku węgla w atmosferze, przyspiesza rozrost roślin, są one większe i bardziej ekspansywne.
Dowód? Proszę bardzo, więc cofnijmy się do czasów ziemskich, gdy jedynymi władcami naszej planety były dinozaury. Stężenie dwutlenku węgla było ówcześnie znacznie wyższe, a i grafiki mające oddawać realizm tamtych czasów wskazują, że krzaki agrestu miały po 4 metry wysokości, ich owoce były wielkości naszych obecnych cytryn, a drzewa dorastały do wysokości, jaką osiągają teraz wieżowce na amerykańskim Manhattanie. Dlaczego? Bo nie było ludzi, bo nie budowaliśmy nic z drewna? Nie. Ponieważ było znacznie więcej budulca, więc dwutlenku węgla.
Pozbycie się tego w nadmiernych ilościach, może spowodować efekt odwrotny od obecnie lansowanego, bo prawdopodobnie będziemy mieli czystsze powietrze, ale z tego powodu marchewka będzie o trzy rozmiary mniejsza, natomiast ziemniaki stale będzie można nazywać mini.
Bogdan Feręc