Po co Rosja wojnę światową rozpętała?
„Lebensraum”, bo od tego trzeba zacząć, nie jest potrzebny Rosji, gdyż dysponuje pokaźnymi terenami, a Krym, jako taki, jest jej właściwie po nic, o ile nie liczyć wstępu do działań, jakie miały przywrócić temu państwu miano mocarstwa.
Powód ataku łudząco jednak przypomina atak hitlerowskich Niemiec, a wcześniej pojawiały się kwestie odzyskiwania terenów, które Rosja utraciła po rozpadzie Związku Radzieckiego. Federacja Rosyjska, już wcześniej chyląca się ku upadkowi i jej mocno podupadająca gospodarka, nawet przed rokiem 2014, więc trzeba było znaleźć jakieś rozwiązanie, żeby zacząć walczyć z wojującymi ekologami i przestawianiem świata na zieloną energię, co dodatkowo mogłoby zdestabilizować ekonomię Federacji. Sytuacja zaczęła robić się jeszcze bardziej niebezpieczna w chwili, kiedy zaczęły pojawiać się siły, które zaczęły dążyć do dalszego rozkładu Federacji, a właściwie mogło to doprowadzić do oddzielania się trzech, a nawet czterech dużych okręgów, więc podziału Rosji, a ta, już nigdy nie byłaby tą, jaką znamy obecnie.
Bieda w Rosji była od zawsze, a bogactwem mogli cieszyć się nieliczni, więc zazwyczaj politycy, oligarchowie i niewielka część współpracujących z nimi członków społeczeństwa. Jest też w Rosji kilka miast, o których można powiedzieć, że są bogate, bo tam koncentruje się biznes oraz przemysł, a cała reszta funkcjonuje prawie tak, jak było to w okresie sowieckim, czyli za wszelką cenę należało utrzymać taki układ, a na dodatek ciszę w społeczeństwie, trzymanym za twarz, jak było to latach słusznie minionych.
Rosja wywołała atakiem na Ukrainę całą spiralę zdarzeń, część z nich, można podejrzewać, albo była zaplanowana, albo stała się reakcją na problemy z pokonaniem Ukrainy, ale będzie to miało wpływ na Europę, bo to ona mocno uderza w ekonomię rosyjskiego niedźwiedzia. O ile w 2014 roku, kiedy Rosjanie napadli na Krym i bezprawnie go anektowali, świat pomstował, wyrażał swoje niezadowolenie, ale zrobił to wyłącznie dla zachowania pokoju, czyli mieliśmy powtórkę sprzed II wojny światowej, kiedy mocarstwa w imię ochrony przed wojenną zawieruchą, godziły się na kolejne, wysuwane przez Hitlera żądania terytorialne.
Kiedy pełnoskalowa napaść na Ukrainę nie poszła tak, jak przedstawiały to wcześniej władcy Rosji służby wywiadowcze oraz dowódcy wojskowi, Federacja Rosyjska napotkała nie tylko opór znacznie mniejszego i słabszego militarnie sąsiada, bo też silną reakcję Europy i świata. Oznaczało to tyle, że węglowodory, jakie kupowane były w ogromnych ilościach przez państwa europejskie, przestały być kartą przetargową, a Unia Europejska wpędzając się w kłopoty energetyczne, zaczęła wojować z Rosją jej własną bronią.
Właśnie takie działanie mogło pchnąć do rozwiązania, które teraz zbliża się wielkimi krokami, czyli należało zapoczątkować konflikt w strefie, skąd po izolacji energetycznej od Rosji, nośniki energii czerpie Europa, by ją ukarać za nałożone sankcje. Początek tego mieliśmy w Stambule, gdzie jakoby syryjscy Kurdowie podłożyli ładunki wybuchowe, ale miał być to tylko pretekst do rozpoczęcia działań wojennych na Bliskim Wschodzie. Tak się stało i prezydent Turcji Recep Erdoğan zareagował prawie natychmiast, zapowiadając odwet, co stanie się przypuszczalnie początkiem bliskowschodniej wojny.
O możliwych scenariuszach mówiłem już wcześniej, więc rozlaniu się konfliktu na cały Bliski Wschód, więc kraje tamtego regionu zostaną wciągnięte w wojnę, a ta może i nie przeniesie się do Europy, ale uruchomiony zostanie cały łańcuch zdarzeń. Przede wszystkim odczujemy to podczas zakupu ropy naftowej i gazu, bo ich ceny poszybują w górę, ale to raczej nie wystarczy kremlowskiemu caratowi, bo wie dobrze, że lepiej jest wroga niszczyć od środka. Moskiewski władca wie przecież doskonale, co stało się wcześniej, czyli chce prawdopodobnie uruchomić kolejną uchodźczą falę i zalać nią kraje europejskie. Widoczne to będzie bardzo dobrze w południowej części Starego Kontynentu, ale też w państwach, które oddziela od Syrii oraz Bliskiego Wschodu Morze Śródziemne, bo to tam, czyli do Włoch, Grecji i na Bałkany kierować się może imigracyjne tsunami.
Reasumując, Europa może być postawiona za chwilę przed kolejnym problemem i zmuszona będzie radzić sobie nie tylko z kryzysem energetycznym, ale i uchodźcami, co będzie bardzo na rękę Putinowi, który może zająć się spokojnie wykańczaniem Ukraińców, ale i zaprowadzić porządek w Gruzji i oczywiście stłumić niewielkie wewnętrzne powstania, jakie dążą do podziału kraju. Zyska też kilka argumentów dla swojego narodu, więc będzie mógł przedstawiać Europę, jako dziecko, które nie umie rządzić się samo, a próbowało wesprzeć „nazistowską” Ukrainę. Wtedy, gdy uruchomi, oczywiście rękoma innych pewne procesy, Europa zajmie się swoimi problemami i utoruje drogę do rozjechania ukraińskiego terytorium. Ważne jest też, bo niekiedy się o tym zapomina, że Rosja, czego by o niej nie powiedzieć, chciała zadziałać na skalę światową, więc zmienić układ sił na arenie międzynarodowej, czyli uniemożliwić hegemonię Stanów Zjednoczonych, ale i odzyskać część wpływów, jakie miała niegdyś w Chinach.
Ten plan prawdopodobnie zawiódł, a wynika to z niedawno ujawnionych informacji, które mówiły, że rosyjskiej plany wojennej ekspansji były nieco inne i może chciała napaść na Ukrainę, ale na samym początku powalczyć z Japonią o Wyspy Kurylskie, bo o te toczy się spór od bardzo dawna. Przypomnieć też należy, że wojna z Japonią, wcale by się nie rozpoczęła, a trwa od lat czterdziestych ubiegłego wieku, albowiem ówczesny Związek Radziecki, nigdy nie podpisał powojennego porozumienia pokojowego z Japonią, więc w tym zakresie II wojna światowa toczy się nadal i to od circa osiemdziesięciu lat.
Jeżeli Federacja Rosyjska przejęłaby kontrolę nad Wyspami Kurylskimi, wyraźnie zablokuje wschodnie trasy żeglugowe z Japonii oraz Chin do USA, ale i zaszachuje Korę Południową, co oznacza, że będzie mogła wpływać również na ten rejon świata. Przeprowadzając atak na Kuryle, zajmując je, w trudnej sytuacji znajdą się Chiny, co prowadzi nas do wniosku, iż Pekin zmuszony zostałby do rozmów z Moskwą, więc dogadania się i zacieśniania współpracy, co mogłoby się odbić niekorzystnie na Stanach Zjednoczonych, jak i na Europie.
Odrzucając pierwotny pomysł inwazji na Kuryle, Putin inaczej rozstawił pionki na szachownicy, czyli uderzył na Ukrainę, chociaż raczej nie miał przekonania, iż wywoła to taką rekcję Europy i świata. Obecnie ratując się przed sromotną klęską, poniekąd zmuszony jest do rozwinięcia drugiego frontu, czyli wojny w innej części świata, by tam zaangażować siły, które przeszkadzają mu w zaprowadzeniu własnej wizji porządku na Ukrainie.
Nie jest powiedziane i nie można obecnie tego stwierdzić, że to czysty przypadek, iż Turcja przygotowuje się na wojnę z Syrią, więc prawdopodobieństwo poważniejszego konfliktu światowego przeniesie się na Bliski Wschód, gdzie zetrą się dwie strefy wpływów. Wspominałem również całkiem niedawno, że Bliski Wschód to teraz beczka prochu i wystarczy jedna iskra, by konflikt i tam się rozpalił, co wciągnie weń wiele państw, których bezpośrednio nie kojarzymy z tym rejonem.
Co przyniesie wojna, nazwijmy ją „arabską”? Oprócz kwestii oczywistych więc braku ropy naftowej i gazu, wystarczy spojrzeć na mapę, by przekonać się, iż ma duży potencjał, aby wpływać na trasy przewozowe producentów elektroniki, czyli Tajwan i Malezję, co spowoduje ponowne załamanie się łańcuchów dostaw. Odcięty od szybkiej drogi do Europy zostanie też Singapur, a to mogą wykorzystać Chiny i zrobić coś, co nie udało się im od chwili powrotu Hongkongu do Państwa Środka, gdy zrealizowała się umowa, jaką podpisała ówczesna premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher z premierem Zhao Ziyangiem. Chodzi tu o całkowite podporządkowanie Hongkongu Pekinowi, a ten wciąż rządzi się on nieco innymi prawami, niż reszta państwa, przede wszystkim pod względem gospodarczym i trochę też kulturowym.
Tym samym Rosji zależy, by i ten rejon świata doczekał się destabilizacji i przemodelowania na kremlowską nutę, a na co nie będzie raczej zgody Europy, Ameryki Północnej i oczywiście Australii.
Wtedy będziemy mieli wojnę na pełną skalę, będzie więcej niż możliwy potężny konflikt zbrojny, a tylko dlatego, że Rosja wymarzyła sobie ponownie być mocarstwem, a może było to tylko marzenie Putina i grupki jego popleczników.
Ów felieton powinien być traktowany, jako rozważania czysto teoretyczne, z pewną dozą prawdopodobieństwa, a i wynikający z sytuacji międzynarodowej, którą widzę właśnie w taki sposób.
Bogdan Feręc
Photo by Vitolda Klein on Unsplash