Grzegorz Feręc: Polowanie na spotkanie. Relacja z Holandii, czyli Niderlandów
Drodzy czytelnicy, od pewnego czasu i nie jestem w stanie stwierdzić, kiedy się to zmieniło, bo ostatni raz byłem tam jakieś 10 lat temu.
Mowa jest o polskich ambasadach. Może nie wszyscy z was wiedzą, bo może tak jak ja byliście tam całkiem dawno, ale system umawiania się na wizytę został zmieniony. Do tej pory, przynajmniej dla mnie wyglądało to tak, iż kiedy potrzebowałem załatwić jakąś sprawę w ambasadzie, siadałem przed komputerem, otwierałem stronę ambasady i system pokazywał dostępne terminy, ale można było również wybrać dzień oraz godzinę najbardziej odpowiednią dla umówienia się na wizytę, czyli klik i zrobione.
Cały proces zajmował nie więcej niż 10 minut i wszystko było super, aż do chwili nadejścia zmiany.
Jakiś czas temu w moim paszporcie skończyła się data ważności tego dokumentu, cóż normalna rzecz, ale to nie problem, przynajmniej tak może się wydawać. Otóż drodzy czytelnicy, jeżeli ktoś pomyśli podobnie jak ja, jest w olbrzymim błędzie.
Teraz, aby umówić się na audiencję w ambasadzie, bo inaczej tego nazwać nie można, trzeba być albo osobą bezrobotną, albo wziąć kilkudniowy, a najlepiej cały tydzień wolny od pracy. W ciągu dnia można podjąć dwie próby zarezerwowania wizyty, więc o godzinie 9.00 i 21.00. Nie ma natomiast możliwość wyboru, aby to tobie pasowało. Jeżeli masz na tyle szczęścia, że możesz wybrać godzinę, bo dzień jest narzucony z góry, to klikaj, co popadnie, a może się uda. Jeśli masz w ten dzień np. wizytę u lekarza to „sorry Winnetou” i wybieraj, audiencja albo zdrowie, system nie daje drugiej szansy.
Możesz spróbować wieczorem albo następnego dnia i tyle.
E-maile do ambasady nie działają zupełnie, a po kilku próbach kontaktu zacząłem być ignorowany, ale i kontakt telefoniczny również nie przyniósł żadnego rezultatu. Usłyszałem jedynie, że to wina petentów, bo wielu po umówieniu się na spotkanie nie przychodziło (serio?).
Przez pewien czas wydawało mi się, że system działa tylko jedną minutę, gdyż o 9.01 lub 21.01 wszystkie wolne miejsca były już niedostępne (jak ci ludzie to zrobili? Szok!), ale po kilkunastu próbach logowania się punkt, czyli o czasie lub minutę wcześniej, również i to nie przyniosło oczekiwanego efektu.
Obecnie mija już czwarty miesiąc moich bezskutecznych prób wdarcia się na „salony” ambasady w Holandii i póki co, nie jestem w stanie sforsować tej barykady, a sam twórca tego systemu bardzo się postarał, aby utrudnić obywatelom załatwienie potrzebnych spraw.
Parafrazując klasyka, można by powiedzieć, że ludzie są skłonni pomyśleć, że ambasady są tam dla nich.
Jedyną szansą, jaką widzę, żeby dostać się do ambasady to być Ukraińcem (z całym szacunkiem do Ukraińców), ale niestety tak to wygląda.
Moja bezsilność zmusiła mnie do napisania tego tekstu i mam nadzieję, że dzięki uprzejmości portalu Polska-IE, ujrzy on światło dzienne.
Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami, Pozdrawiam, Grzegorz Feręc.
*
Zaraz tam uprzejmość. Zwykła prywata i koneksje. Nawiasem mówiąc, również z Irlandii otrzymujemy sygnały, że dosyć trudno umówić się na wizytę w naszych placówkach dyplomatycznych, a przecież pandemia się już skończyła, co prezentują najwyższe czynniki RP w Irlandii, bo brylują na salonach bez masek i bez zachowania dystansu.
Pozdrawiam, Bogdan Feręc.