2024 rok będzie trudny, jeżeli nie będzie tragiczny
Ekonomicznie i politycznie można snuć wiele scenariuszy, ale każdy z nich będzie zależny od wydarzeń, jakie będą miały miejsce na świecie, który jest obecnie w stanie konfliktu, słabo już skrywanego.
Jeżeli przyjrzeć się ostatnim kilkudziesięciu miesiącom, to istotnie jest, iż nie wyszliśmy cały czas z perturbacji, które zapoczątkowane zostały w końcówce 2019 roku, a pomimo powrotu jakiejś formy normalności, daleko jest wciąż do okresu sprzed pandemii. Chodzi w równym stopniu o zagadnienia gospodarcze, jak i polityczne, a to właśnie one mają odbicie w mojej interpretacji przyszłości. Wiele mówi się, że Unia Europejska wyszła już z najgorszego kryzysu po zakończeniu dostaw węglowodorów z Federacji Rosyjskiej, ale to mrzonki, które powtarzane są na użytek polityki, bo ta przecież nie może powiedzieć otwartym tekstem, iż zagrożeniem nadal jest szeroko pojęta energetyka.
To nie wszystko, gdyż w chwili, kiedy napięte są stosunki Brukseli z Moskwą, a mówię to w dużym uogólnieniu. Unia Europejska podsycając napięcie, oficjalnie zadeklarowała, że rozpoczyna rozmowy stowarzyszeniowe z Ukrainą i Mołdawią, a ta ostatnia od dawna ma na pieńku z Kremlem i co gorsze, chyba to teraz najmocniej wpływa na decyzje władz Rosji.
Takie poczynanie stało się więc wyraźnym sygnałem dla prezydenta Putina, że nie może już mieć żadnej nadziei, iż istnieje jakaś droga porozumienia z UE w kwestii ukraińskiej, więc nawet Niemcy i Francja nie pomogą tu w żadnym zakresie. Sprawy na linii Moskwa-Bruksela nie można zakończyć w taki właśnie sposób, czyli powiedzieć, że sytuacja jest trudna, dlatego że, może mieć swoje dalsze konsekwencje. Jeżeli Unia iść będzie raz obraną drogą, co oznacza ni mniej, ni więcej zaostrzenie sytuacji politycznej, więcej niż prawdopodobne jest, że rozwinie się jeszcze jeden europejski konflikt zbrojny, chociaż na początku na małą skalę.
Zarzewia widzę dwa, czyli Mołdawia, czy może lepiej będzie powiedzieć Naddniestrzańska Republika Mołdawska, która, jako region autonomiczny, silnie związany jest z kremlowską władzą. Wystarczy spojrzeć na flagę tego separatystycznego regionu Mołdawii, by zobaczyć tam skrzyżowane sierp i posowiecki młot. Jest jeszcze Finlandia, bo i tam sytuacja wygląda na napiętą, a Rosja do dziś nie może się pozbierać z wojny zimowej 1939-1940 r., kiedy to niewielkie państewko upokorzyło Józefa Wissarionowicza Stalina.
Wskazuje też na wystąpienie potencjalnego konfliktu postępowanie władz w Helsinkach, które niedawno wstrzymały na jakiś czas ruch graniczny z Federacją, co także nie pozostało bez echa.
Zostawmy jednak na chwilę Europę Wschodnią, chociaż będzie się ona jeszcze przewijać w tekście i idźmy w stronę Chin, z którymi UE także chce walczyć, a na całe szczęście na niwie gospodarczej. Wiem, że z tym szczęściem to przesadziłem, bo Unia Europejska może tylko marzyć, aby jej gospodarka była w takim stanie, jak zarządzana przez Pekin, ale kto „bogatemu”, jak niekiedy próbuje się sama nazywać, zabroni… Wiele razy już słyszałem, że Unia Europejska to gospodarcza potęga, ale zaraz przypomina mi się pandemia Covid i miesiące tuż po – kiedy ekonomicznie to jednak leżała, a i braki towarów obserwowane były przez dłuższy czas. Dlaczego? Bo Unia Europejska nie jest samowystarczalna i nigdy nie będzie. To z resztą jej dylemat, którego władze rozpolitykowanego molocha nie chcą zauważyć, a na dodatek twierdzą, iż znają kierunki uzdrowienia. Nic śmieszniejszego w ostatnich latach nie słyszałem, bo przecież wystarczy spojrzeć na strategię rolną, a wówczas każdy niemal dojdzie do wniosku, iż zmierzamy w kierunku uzależnienia się od dostaw z zewnątrz.
Skoro już tu jesteśmy – w okowach importu, ważnym czynnikiem są węglowodory, których nadal musimy się trzymać. UE z uporem maniaka stara się jednak wtłoczyć prawie 450 milionów jej mieszkańców w energię odnawialną i przekonuje, iż ten spłachetek globu będzie miał wpływ na całą planetę. W tym kontekście uzyskamy tylko jedno, więc drogi prąd, a może nawet jego braki, kiedy przybierający na sile konflikt zbrojny na Bliskim Wschodzie, wejdzie w jeszcze poważniejszą fazę.
Właśnie przy takim rozwiązaniu mogą zostać wprowadzone w życie wcześniejsze ostrzeżenia, że kraje wspierające Izrael, a Unia wciąż to robi, odcięte zostaną od dostaw ropy naftowej i gazu. Co wówczas? Pojawią się apele, żeby oszczędzać prąd, nie włączać zbędnych urządzeń i nie tankować samochodów, bo trzeba się jakoś z tego wszystkiego wykaraskać.
Nikt z unijnych polityków nie powie też, o ile do tego dojdzie, iż sama Unia zostanie mocno osłabiona, bo bez prądu to może i sobie jakoś poradzi, ale bez paliw…
Bez paliw unieruchomi swój potencjał obronny i przemysłowy.
Mamy, jako UE zapasy paliw płynnych i gazu, co też stało się przed nadejściem zimy tematem wiodącym w unijnych mediach, ale niewiele osób wspominało, że to zapasy kilkumiesięczne. Na dodatek są to zapasy wykorzystywane do produkcji energii elektrycznej i ciepła, więc nie przesadzajmy z tym energetycznym bezpieczeństwem. Owszem, muszę tu wspomnieć o zapasach nienaruszalnych, więc właśnie na wypadek wojny i wyłącznie do celów wojskowych, ale tych też jest niewiele w ujęciu kontynentalnym.
Z paliwami nie ma natomiast problemów Federacja Rosyjska, bo może i nie sprzedaje ich tyle, co przed wojną z Ukrainą, ale za to może lać po brzegi do swoich okrętów wojennych, czołgów i samolotów. Prądu jej też nie braknie, bo ma paliwa kopalne, a i ogrzeje swoich mieszkańców, bo ma paliwa kopalne.
Bruksela w swoim ekologicznym zapamiętaniu nakazała jednak pozamykać kopalnie węgla, likwidować tym napędzane elektrownie, więc jest w sytuacji arcyzłożonej.
Wrócę jednak do tej gospodarki Unii Europejskiej, która ma się mieć dobrze, co podkreślane jest na każdym kroku, ale spójrzmy dookoła, a zobaczymy obraz nędzy i rozpaczy. Gdzie? Wszędzie i podobnie, jak dzieje się w Irlandii, w której mali przedsiębiorcy, a ci stanowili do niedawna jeszcze, bo do końca 2019 roku ekonomiczny trzon, jednak w czasie i po pandemii na tyle mocno tę odczuli, że do tej pory nie mogą odbudować swojego potencjału. Nie odbudują, a widzę to każdego dnia, kiedy zamykają się kolejne rodzinne firmy, sklepy i małe zakłady produkcyjne. Dlaczego? A kto wprowadza nieprzystające do potrzeb małych przedsiębiorców uregulowania prawne, kto męczy ich ekologią i nakazuje za ich własne, ciężko wypracowane pieniądze dokonywać głębokich zmian, by świat od dwutlenku węgla ratować?
Odpowiedź jest jedna. Bruksela.
Łącząc te wszystkie fakty, jakie do tej pory ukazałem, ogólny wzrost gospodarczy dla Unii Europejskiej wynieść ma 2,7%. Dużo? Nie. Dlaczego? Jeżeli inflacja nie będzie niższa niż wzrost gospodarczy, wówczas będziemy mieli najzwyklejszą recesję. Ta zaś doprowadzi do jeszcze większej ilości upadłości firm, a nawet przedsiębiorstw, ale też wzrostu bezrobocia, co w mojej ocenie czeka nas w roku przyszłym.
Żeby jednak dać wyraźne wskazanie na przyszły rok, nie spodziewam się, aby inflacja była niższa, niż w ostatnim okresie, więc w pierwszych miesiącach 2024 roku wzrośnie do ok. 4%, choć spodziewam się jej w okolicach 3,5%.
Idę dalej, bo przecież daje się zauważyć, że świat się zbroi, czyli przygotowuje na poważny konflikt światowy i niech nie zwiedzie nas ostatnie poklepywanie się po plecach prezydentów USA i Chin, bo to zwykła polityczna kurtuazja. O ile miałoby stać się tak, jak pokazywały uśmiechnięte twarze prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena i sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chin Xi Jinpinga, wojnę Izraela z Palestyną należałoby wygaszać. Tak się nie dzieje, a główny protektor Tel Awiwu broni przecież podejmowanych przez Izrael akcji zbrojnych.
Ważna w tym wszystkim jest też Wielka Brytania, bo i ona na arenie wojennej ma dużo do powiedzenia, a już wyraźnie teraz widać, iż rozstawia swoje pionki na szachownicy. Nie mówię tu o dwóch okrętach Marynarki Jej Królewskiej Mości w Zatoce Perskiej, bo te są tam od jesieni, ale tym, który wysłany został do Gujany. Po co? Teoretycznie, aby wesprzeć swoją byłą kolonię, ale pamiętajmy, że od kilku lat Rosja odbudowuje swoje wpływy w Ameryce Łacińskiej, co nie jest po myśli Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Gujana w mojej ocenie to przykrywka i nic poza tym.
O ile dobrze odczytuję sygnały płynące ze świata gospodarczego, uważam, że wygaszanie wzrostów ekonomicznych będzie kontynuowane, co z kolei zacznie wpływać na Europę i kraj, w którym mieszkamy, czyli Irlandię. Ta jest przecież taką Unią Europejską w pigułce, bo też nie ma wystarczającej ilości bogactw naturalnych, o ile nie liczyć kończących się zasobów gazu złoża Corrib i kilku wydobywanych minerałów, a i uzależniona jest energetycznie. Irlandia nie produkuje również wystarczającej ilości żywności, by zaspokoić wszystkie potrzeby nieco ponad pięciu milionów mieszkańców, ale nie ma przemysłu, który utrzymałby kraj w ruchu.
Przerwanie łańcuchów dostaw, będzie więc wystawieniem Irlandii na śmierć głodową, ale nie to jest najważniejsze.
Irlandia jest łakomym kąskiem dla jej wrogów, a ściśle rzecz ujmując wrogów Unii Europejskiej, chociaż Szmaragdową Wyspę chroni w pewnym stopniu jej neutralność, której Fine Gael i Fianna Fáil chciałyby się wyzbyć. Ale padnie pytanie, w jakim celu? Wówczas sama stanie się celem ataków, choć miejmy nadzieję, że nie militarnych. Ile jest na wyspie amerykańskich firm? Są te ważne, czyli medyczne, a podczas konfliktów zbrojnych, stają się infrastrukturą krytyczną. Nie o to też idzie, bo wyspa jest centrum przesyłania i przechowywania danych elektronicznych dla całej Europy, czyli mamy tu serwerownie Google, Microsoft i kilku innych firm z sektora technologicznego. Jednak i nie o to cała rzecz się rozbija. Wróćmy na chwilę do sprawy sprzed dwóch lat, gdy rosyjski okręt, nazwany dla niepoznaki badawczym, krążył u zachodnich i południowych wybrzeży Irlandii. Po co? Badał faunę i florę? Nie, o nie. Ustalał dokładną pozycję podmorskiego kabla światłowodowego, który łączy Amerykę Północną z Europą.
Jest to główna arteria przesyłająca ze Starego Kontynentu do Ameryki i w odwrotnym kierunku wszelkie informacje, od tych zwykłych, do których w internecie mamy dostęp my, po ściśle tajne i szyfrowane. Atak nieprzyjacielski na tę infrastrukturę telekomunikacyjną zrywa całkowicie łączność Europy ze światem i pozostanie jej tylko telefonia satelitarna, która nie jest dostępna dla wszystkich.
To teraz tak. Z Rosji nie mamy paliw, przerwane są łańcuchy dostaw ropy i gazu z Bliskiego Wschodu, węgla nie ma, torf można wydobywać, ale trafia wyłącznie do Chin, czyli mamy w domach zimno. To można przeżyć. Jednak Irlandia ma już wygaszone i w trakcie dokonywania żywota elektrownie węglowe, a te od biedy można by opalać torfem, jednak czy tego rdzennego irlandzkiego paliwa będzie na tyle dużo, aby zasilić przemysł, szpitale i instytucje państwowe? Czy będzie się również wybierać, kto ma otrzymać zasilanie, przedszkole, czy serwery Google?
Gdyby doszło do takiej sytuacji, Irlandia będzie w nadzwyczaj trudnym położeniu, albowiem ze względu na brak paliw do zasilania swojego przemysłu, ale też transportu, kraj się zatrzyma.
Jaki będzie 2024 rok? W mojej ocenie gorszy od tego, który ma się ku końcowi, a i czekają nas raczej niesympatyczne chwile pod względem rozwiązań pokojowych, więc wpływ konfliktów zbrojnych na gospodarki poszczególnych państw, jak i bloków, będzie potężny, co prowadzić może do głębokiego kryzysu ekonomicznego. Tego spodziewam się na skalę nieporównywalną, z czego będziemy wychodzić przez kilkanaście lat.
Smutna i przytłaczająca jest ta ocena niedalekiej przyszłości, ale to wszystko, co dzieje się teraz nie wskazuje, że będzie dużo lepiej, niż przestawiłem w tych kilkunastu tysiącach znaków. Mogę wyrazić tylko nadzieję, iż politycy, których sami wybraliśmy albo z lenistwa oddaliśmy pole wyboru innym, pójdą po rozum do głowy i swoje marzenia o budowaniu potęg, rozwiążą na drodze negocjacji. My zaś będziemy mogli spokojnie żyć i przestaniemy widzieć świat w czarnych barwach, bo tych, jak i wojen, wcale nie chcemy.
Bogdan Feręc
Photo by BoliviaInteligente on Unsplash